Czy 1000km to dużo?
Komuś jeżdzącym samochodem wydawać się będzie to niezbyt wymagającym dystansem. Być może będzie po drodze potrzebował przerwy ale nie sprawi mu kłopotu pokonanie takiej trasy. Lecący samolotem nawet nie zarejestruje kiedy oddali się od punktu startu o 1000km. A dla kogoś kto będzie szedł? Albo biegł? Wtedy perspektywa jest nieco inna i przebycie takiej odległości wydaje się trudne bądź niemożliwe.
Bezpośrednią inspiracją do podjęcia wyzwania był blog Zajaczkowski.org i 1000km Autora bloga. Pośrednio szukałem motywacji do dalszej walki ze sobą.
Pierwszy bieg odbył się 4 stycznia 2010 i pokonałem dystans 3,4km. Ostatni 24 stycznia 2011 i miał długość 12,2km. Wszystkich biegów było ponad 140, najkrótszy to zaledwie 1,3km, najdłuższy to 42,195km (maraton). Najniższa zarejestrowana temperatura to -17 stopni, najwyższa +32 stopnie. Biegałem jak wiało, jak lało i jak świeciło słońce. Biegałem, biegałem i biegałem aż wybiegałem :).
Udowodniłem, że można pokonać 1000km na własnych nogach, udowodniłem sobie, że potrafię coś postanowić i dotrzymać postanowienia. Poprawiłem kondycję, zrzuciłem ładnych parę kilo (chociaż w łydkach trochę przybyło ;)). Jak widać wystarczy trochę uporu i konsekwencji, żeby małymi krokami osiągnąć cel.
Ja swój 1000km pokonałem i teraz spokojnie będę biegł dalej. Kto będzie następny?