W ramach Grand Prix Gdyni w Biegach Ulicznych odbywają się 4 biegi w ciągu roku. Pierwszy w lutym, ostatni w listopadzie. W czasie kiedy noce są najkrótsze odbywa się Nocny Bieg Świętojański. Wpisowe uiszczone odpowiednio wcześnie to zaledwie 10 złotych. Tu specjalne podziękowania dla Piotra, który ogłosił swój udział w zawodach odpowiednio wcześnie. Zapisałem się i zapłaciłem zastanawiając się czy uda mi się na bieg dotrzeć. Na bieg namówiłem też Brata (za bardzo to go namawiać nie musiałem).
7 lipca przyjeżdża ekipa Brata i zabiera naszą dwuosobową ekipę do Gdyni. W momencie gdy wysiadamy z samochodu zaczyna się oberwanie chmury i burza. W strumieniach wody docieramy do SilverScreena, tam pozostawiamy małżonki i decydujemy się płynąć po pakiety startowe. Po biegu okazało się to bardzo dobrą decyzją. Załatwiliśmy odbiór w ciągu 2 minut, natomiast Ci którzy czekali aż przestanie padać utknęli w mega kolejce do rejestracji. Niektórzy nie zdążyli odebrać pakietu przed startem. Jakieś 20 minut przed startem deszcze przestaje padać a burza przemieszcza się nad zatokę gdzie efektownie oświetla okolicę błyskawicami.
Krótka rozgrzewka i ustawiamy się w sektorze oznaczonym "dla zamulaczy" (znaczy >50). Czekamy w tłumie na opóźniający się start. W końcu huk jak z armaty i ruszamy. Jak to zwykle bywa na początku ogromne zagęszczenie i trudności z rozpędzeniem się do swojego tempa. Po pierwszym kilometrze zaczynam oglądać tylko plecy Brata, coraz bardziej oddalające. Endomondo nie chce do mnie gadać, na szczęście innym gada i mniej więcej wiem jak szybko biegnę. Pierwszy podbieg pod Świętojańska spokojny, żeby się nie spalić. Po skręceniu w stronę bulwaru ogień i najszybszy kilometr. Na bulwarze spokojnie, zawrotka i znowu Świętojańska, tym razem już szybciej. W trakcie podbiegu podpuszcza mnie jeden z biegaczy przyśpieszając za każdym razem kiedy chcę go wyprzedzić. Na szczęście nie porywam się na walkę za wszelką cenę i w miarę spokojnie staram się jednak wyprzedzić. Podpuszczanie okazuje się bolesne dla tego drugiego, jakieś 150 metrów przed końcem Świętojańskiej odpada zwalniając do tempa bardzo spacerowego. Ja natomiast widzę znowu plecy Brata i zaczynam gonić. Na zbiegu w stronę bulwaru biegniemy razem wyprzedzając niektórych i będąc wyprzedzanymi przez innych. Szczególnie ciepłe pozdrowienia dla tych którzy potrafili biec w 5-6 obok siebie blokując całą szerokość trasy. Na 9km decyduję się podkręcić tempo i zacząć finisz. Plan awaryjny na ten kilometr był prosty, w razie czego zrobię interwały ;). Brat zostaje nieco w tyle a ja napieram. Wpadam na metę z czasem 00:52:44. Tutaj zwyczajowe zakręcenie jak to po finiszu, rozczipowanie się, odstanie swojego w kolejce po wodę, odebranie medalu.
Cele na bieg były zasadniczo dwa: czas poniżej 55 minut i wyprzedzić Brata ;) Oba udało się osiągnąć, przy czym wyprzedzenie Brata ma raczej wymiar symboliczny, trudno do różnicy 15 sekund przywiązać jakiekolwiek wielkie znaczenie na dystansie 10km ;)